Bard Warszawy z Czerniakowa

Napisał zaledwie trzy książki, ale to wystarczyło, by przysporzyć mu niezwykłej popularności. Przyczyniły się do tego również spotkania autorskie, na które zabierał swoją bandżolę i wykonywał piosenki warszawskiej ulicy. Nazywany był bardem Warszawy. Na Czerniakowie, na którym się wychował, ma ulicę swojego imienia. Mowa oczywiście o Stanisławie Grzesiuku. 6 maja przypada 105. rocznica urodzin tej barwnej i ciekawej postaci w polskiej kulturze.

Dzieciństwo spędził w czteropiętrowej kamienicy przy ulicy Tatrzańskiej na Czerniakowie, dzielnicy okrytej złą sławą, zamieszkałej w dużej mierze przez biedotę i osoby będące na bakier z prawem. Przed wybuchem II wojny światowej pracował jako elektromechanik. W czasie wojny został aresztowany w łapance i wywieziony na roboty do Niemiec. Następnie za pobicie właściciela i próbę ucieczki trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau. W obozie pomagał współwięźniom zapomnieć o okrutnej rzeczywistości śpiewając warszawskie piosenki i przygrywając sobie na bandżoli z wizerunkiem Myszki Miki Po wojnie pracował jako dyrektor administracyjny w warszawskich szpitalach.

Doświadczenia swojego życia zawarł w trylogii wspomnieniowej. „Pięć lat kacetu” opowiada o rzeczywistości obozowej. W książce „Boso, ale w ostrogach” przybliżył koloryt przedwojennej, niejednokrotnie szemranej, Warszawy biednych dzielnic. Z kolei w ostatniej książce, wydanej pośmiertnie, „Na marginesie życia” opowiada o zmaganiach z gruźlicą, która ostatecznie doprowadziła do jego śmierci.

Zasłynął nie tylko jako autor książek, ale również jako wykonawca warszawskich ballad podwórkowych. Zyskał dużą popularność dzięki występom w radiu i telewizji. Pierwsza płyta z jego piosenkami „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka” ukazała się w 1963 roku. Krótko przed śmiercią wystąpił w programie telewizyjnym wyreżyserowanym przez Barbarę Borys-Damięcką. Później reżyserka tak wspominała jego występ: – Uderzył w bandżo i przez 25 minut śpiewał, komentując, opowiadając anegdoty i dykteryjki. Unosił się w powietrzu, ubyło mu 25 lat, był uskrzydlony, pełen temperamentu, wrócił na Tatrzańską.